Województwo mazowieckie. Spędziliśmy tu tydzień w czerwcu 2018 roku.
Pomysł na spędzenie urlopu w tych rejonach wydawał mi się mało ciekawy. Zawsze miałam takie wrażenie, że nic tu nie ma. Ani to góry, ani Mazury, ani też morze. Nasz plan to Mazowsze na cztery strony Świata. Zostawiliśmy Warszawę za sobą i podróżowaliśmy samochodem po województwie. Jak się z czasem okazało nasz plan częściowo opierał się na Szlaku książąt Mazowieckich. Każdego dnia kierowaliśmy się w inną stronę, pierwszego na północ, następnego na wschód, kolejnego na południe, ostatniego na zachód.
Okazało się, że ten z pozoru nijaki teren, bogaty jest w sady owocowe, tajemnicze, wiekowe zamki, przepiękne małe miasteczka z ciekawymi historiami i legendami, leżące wzdłuż potężnej i krętej Wisły, malownicze skanseny i artystyczne krajobrazy, które zauroczyły artystów. Mazowsze występuje w wielu polskich serialach i filmach. Kiedy zwiedzaliśmy Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, czuliśmy się jak na planie „Ogniem i mieczem” czy „Pana Tadeusza”. M. in. staropolska karczma, zwana Pohulanką, była świadkiem wielu scen z Trylogii. Mieszkańcy Pułtuska mogą znane sobie ulice oglądać w „Alternatywach 4”, serialach „Dom” czy „Sztos”. Bohaterowie „Rejsu” podróżowali Wisłą z Torunia do Zalewu Zegrzyńskiego. Również nad zalewem kręcono parę odcinków serialu „Czterej pancerni i pies”.
przygotowanie informacji przed wyjazdem
NA PÓŁNOC
Warszawa –> zalew Zegrzyński –> Serock plaża –> Pułtusk –> Opinogóra Górna –> Ciechanów –> Warszawa
PUŁTUSK
Babcia mojego Męża urodziła się w Pułtusku, dlatego będąc w tych okolicach bardzo chcieliśmy tu zajechać. Pamiętamy z opowieści Babci, że znajduje się tu najdłuższy rynek w Europie.
Jest to ok 400 metrów, wyłożone kocimi łbami, serce starego miasta. Na jednym krańcu rynku znajduje się gotycka Bazylika Zwiastowania NMP, na drugim krańcu znajduje się kaplica św. Marii Magdaleny a pośrodku stoi ratusz.
Na jednej z tablic zamieszczonej na ścianie kamienicy przy rynku, pod nr 29, widnieje informacja, że po bitwie z Rosjanami, krótko mieszkał w niej Napoleon.
Można zauważyć, że rynek podzielony jest tak jakby na parę części.
- pierwsza to parkingi samochodowe, po bokach znajdują się lokalne sklepiki ale nie ma tu typowych dla rynków restauracji z ogródkami,
- następna część to targ miejski gdzie można kupić wszystko, od owoców i warzyw, po ubrania, buty, książki i lokalne rękodzieło,
- dopiero ostatnia część to taki typowy prawdziwy rynek, kończący się placem z fontanną oraz wejściem do parku zamkowego.
Słysząc nazwę „najdłuższy rynek w Europie” spodziewaliśmy się czegoś innego 🙂
Cała ta część miasta znajduje się na wyspie, otoczona odnogami Narewu, z licznymi mostkami i kanałami. Daje to miastu piękną nazwę Wenecji Mazowsza.
Co do nazwy, właśnie. Zawsze kiedy w rozmowach mówiliśmy Pułtusk, zadawałam pytanie ..” jak myślisz skąd się wzięła ta nazwa?” padała odpowiedź ” jest to połowa Tuska z błędem ortograficznym”. Jak się okazuje, dużo w tym prawdy. W dawnych czasach była sobie osada zwana Tuskiem. Pewnej nocy nad osadą rozpętała się ogromna burza, z piorunami z potężną ulewą. Jeden z piorunów uderzył w drewnianą chatkę, a ogień szybko się rozprzestrzenił i spalił dużą część miasteczka. Nazajutrz okazało się za ocalała jedynie połowa Tuska.
Słyszałam również podobną wersję tej historii, ale odnoszącą się nie do nazwy miasta ale do krzyża, który stoi na błoniach wsi pod Pułtuskiem. Ta sama ulewa. Rzęsiste strugi deszczu padały przez parę dni, stopniowo pokrywając wodą dolinę Narwi. Kiedy niebo się wypogodziło, okazało się że część miasta zniknęła pod wodą. Zginęło wielu mieszkańców, aby uspokoić ich dusze, wzniesiono krzyż, który stoi po dziś dzień.
Nad brzegiem Narwi, znajduje się dawny Zamek Biskupów Płockich, obecnie mieści się tu centrum konferencyjne i hotel – Dom Polonii
parking na początku rynku
fontanna na końcu rynku
Dom Polonii
Po drodze do naszego kolejnego punktu wycieczki, nagle zobaczyliśmy tablicę głoszącą: zjazd do Muzeum Romantyzmu w Opiniogórze. Brzmiało ciekawie i intrygująco, więc zajechaliśmy.
Okazało się takie sobie. Znajduje się tu pałacyk, w którym mieści się owe muzeum. W środku za dodatkową opłatą można obejrzeć ekspozycję poświęconą Zygmuntowi Krasińskiemu oraz z przewodnikiem wejść na cmentarz i do krypt. Nam bardziej spodobał się park, z jeziorami, pełny spokojnych zakątków, mało ludzi, cisza i spokój. Szybko pojechaliśmy dalej.
CIECHANÓW
W Ciechanowie pośrodku zielonego pola, na obrzeżach miasta, stoi Zamek Książąt Mazowieckich.
Zamek pełnił funkcję warowni. Zachowały się dwie ponad 20-metrowe wieże. Jedna pełniła funkcję arsenału, druga więzienia.
Istnieje legenda, która mówi, że na zamku znajdowała się tajna komnata. Ukryty był w niej skarb, którego bronił wielki czarny pies. Nie była to groźna bestia, wystarczyło go pogłaskać, a pies wskazywał drogę do skarbu. Ktoś musiał pogłaskał skutecznie, ponieważ archeolodzy nie odkryli jak dotąd żadnego skarbu.
Niestety, ze wszystkich zamków na Mazowszu, które widzieliśmy, ten był najmniej ciekawy. Jest za to bardzo dobrze przygotowany do prowadzenia multimedialnych zajęć dydaktycznych, odbywają się tu różne koncerty czy imprezy plenerowe, w tym w pierwszą sobotę września na „Spotkaniu ze średniowieczem” można być świadkiem walki Słowian z Wikingami na błoniach zamkowych. Można było zwiedzać wieże razem z przewodnikiem. Trochę zaskoczyła nas nowoczesna i przeszklona dobudówka na dziedzińcu, puzzle z wizerunkami zamku, które można układać na monitorach, czy quizy multimedialne z historii Polski. Jest to coś oryginalnego ale jednak gryzie się z naszą wizją zamków. Nie mówię o tym, że musi być stary, opuszczony czy zaniedbany ale lubię kiedy zamek ma zachowany klimat.
Zamek w Ciechanowie jest jednym z miejsc, które Sienkiewicz umieścił w „Krzyżakach”.
zamek Książąt Mazowieckich w Ciechanowie
wnętrze zamku
NA WSCHÓD
Warszawa –> Wyszków –> Węgrów –> Liw –> Grębków –> Mińsk Mazowiecki –> Warszawa
LIW
Malutki zamek w Liwie, w przeciwieństwie do tego w Ciechanowie, bardzo nam się podobał. Malowniczo zlokalizowany nad rzeką Liwiec, również nie jest wymarzoną definicją naszego typowego wyobrażenia o zamku. Główną atrakcją, dla której naprawdę warto tu przyjechać to bardzo ciekawy, jeden z większych zbiorów broni palnej, białej oraz elementów wyposażenia rycerskiego.
Pani pracująca w muzeum była sympatyczna, pomocna i , jak się okazało, bardzo rozmowna. Byliśmy jedynymi zwiedzającymi tego dnia, na wieżę nie mogliśmy wejść ze względu na trwający remont. Po obejrzeniu ekspozycji mieliśmy czas na rozmowę oraz posłuchanie legendy o Żółtej Damie.
Dowiedzieliśmy się, że dawno temu, na zamku mieszkał kasztelan wraz z żoną Ludwiką. Bardzo ją kochał, a w dowód miłości podarował piękny, drogi pierścień z brylantem. Ludwika niestety go zgubiła. Podarował jej kolejny, który również w tajemniczych okolicznościach zaginął. Kasztelan, człowiek zazdrosny i porywczy, zaczął podejrzewać ukochaną o zdradę. Kupił kolejny pierścień z brylantem, dając żonie ostatnią szansę. Niestety ten również zniknął. Ludwika została skazana na śmierć przez ścięcie głowy i do czasu wykonania kary zamknięta w wieży. Miała również szansę aby udowodnić swoją niewinność, gdyby udało jej się przewiercić palcem cegłę, wyszłaby wolno. Nie udało się. Nocą rozjaśnioną światłem księżyca w pełni, o północy, ścięto głowę Ludwiki. Po pewnym czasie, o dziwo Kasztelanowa okazała się niewinna. Pierścienie ukradła sroka, skuszona błyskiem brylantów i schowała je w swoim gnieździe. Do dzisiaj, w nocy, w czasie pełni można usłyszeć i zobaczyć zjawę w żółtej sukni.
Przy wyjściu z muzeum zainteresowały nas ulotki, które reklamowały Turniej Rycerski, który będzie miał miejsce w sierpniu – walki rycerskie, pokazy tańca i lokalne koncerty oraz warsztaty, pokazy, prezentacje dla rodzin z dziećmi na Festynie Archeologicznym w ramach Dnia Dziecka.
zamek w Liwie, muzeum broni palnej
zamek w Liwie
rzeka Liwiec
Główną atrakcją tego dnia był właśnie zamek w Liwie. Plan na ten dzień, tak jak na każdy inny spędzony na Mazowszu, to wycieczka objazdowa samochodowa z zamiarem zobaczenia terenów odmiennych niż te w których mieszkamy czy te, które zazwyczaj zwiedzamy. Teren był płaski, bez pagórków, bez polan, mało lasów, dużo sadów owocowych. Zajeżdżaliśmy do miast i miasteczek, oglądaliśmy główne rynki, kościoły czy pałace, zatrzymywaliśmy się tylko na chwile i jechaliśmy dalej.
Za Liwem, droga prowadziła przez Grębków, blisko Nowej Suchej, nagle zobaczyliśmy mały parking z drogowskazem wskazującym skansen. Było to przedziwne miejsce. Było już dobrze po 18, niby jeszcze jasno, ale w lesie dosyć mroczno. Wejście było zamknięte, otworzyliśmy sami, a w środku opuszczone, zarośnięte, połamane budynki. Na drzwiach jednego z domów zawieszona była kartka „proszę czekać na kustosza”. Żywej duszy nie ma, drogę przebiegła nam wiewiórka. Słychać było rżenie koni, ale żadnej stajni nie było widać, przechodząc po ganku jednego z domów, wydawało mi się, że ktoś patrzy na nas zza zasłonki w oknie, a wystawiony fotel bujany właśnie się poruszył. Porobiliśmy zdjęcia i szybko opuściliśmy to miejsce. Dopiero po powrocie do domu sprawdziłam co to było. Okazało się to dosyć popularne, znane miejsce a mianowicie zabytkowy zespół pałacowo-parkowy ze skansenem zabudowy drewnianej. Nie wiem dlaczego w tamtym czasie był nieczynny.
Ciąg dalszy naszej podróży w kolejnym wpisie.